Discover
KRYMINALNE HISTORIE

KRYMINALNE HISTORIE
Author: Radio Kielce
Subscribed: 36Played: 393Subscribe
Share
© Radio Kielce
Description
Morderstwa, kradzieże, porwania, zaginięcia bez śladu. Sprawy, o których było głośno i których nie sposób zapomnieć. Przerażające i tajemnicze śledztwa. Wydarzenia, które wstrząsnęły nie tylko mieszkańcami województwa świętokrzyskiego. Każdy odcinek „Kryminalnych historii” to opowieść o innym przestępstwie.
128 Episodes
Reverse
Decyzję o morderstwie kolejnej osoby rodzina Zakrzewskich podejmowała podczas specjalnego obrzędu. Na stole Józef, głowa rodziny, stawiał krucyfiks i klękał przed nim razem z synami. Jego żona brała zapaloną świecę i przekręcała na bok. Wypowiadała nazwisko przewidzianej do zabicia osoby i słowa „niech skapie". Potem wszyscy powtarzali „niech skapie".7 czerwca 1954 Zakrzewscy zamordowali Bolesława Hartunga, który doniósł na milicję, że ukradli oni drewno, a później jako przedstawiciel komunistycznego aparatu państwowego sądził ich za kradzież. Ta historii został przez nas przedstawiona w poprzednim odcinku.Teraz zajmiemy się wydarzeniami, do jakich doszło w 1957 roku. To wtedy w makabrycznym obrzędzie wypowiedziano nazwisko kolejnej ofiary.Jerzy Jan Żaczkiewicz mieszkający w Trzeszkowie był przewodniczącym Gromadzkiej Rady Narodowej ówczesnej gminy Rzepin. Jako przedstawiciel władzy podpadł bandyckiej rodzinie, zbierając jej za karę inwentarz.Zegar zbrodni zaczął wybijać kuranty w nocy 13 grudnia 1957 roku w piątek
Józef Zakrzewski, mieszkaniec gromady Rzepin podejrzewany był o kradzież drzewa z lasu i w związku z tym Milicja Obywatelska dokonała u niego przeszukania, dokumentując w protokole przeszukania ujawnione u niego kradzione drzewo. Józef musiał podpisać protokół, lecz w wyniku stawianego przez niego oporu, funkcjonariusz milicji używając przemocy i grożąc mu bronią, zmusił go do tego. Wszystko to działo się na oczach Czesława Zakrzewskiego, który zapowiedział zemstę.
Prowadzący sprawę policjanci bardzo szybko wpadli na trop sprawcy i zaczęli wypytywać mieszkańców o 21-letniego Grzegorza D., który mieszkał w sąsiedniej wiosce. Natychmiast ustalono, że kilka dni wcześniej przyszedł do księdza ze swoim przyrodnim bratem, który był na piątym roku w seminarium duchownym. Studiował dzięki znacznemu wsparciu proboszcza. Nie było to tajemnicą. Proboszcz wiele razy w ogłoszeniach duszpasterskich podawał, ile pieniędzy przeznaczał na wsparcie dla seminarzysty, który pochodził z biednej rodziny.Przeszłość Grzegorza D. nie była usłana różami. Miał za sobą pobyt w domu dziecka, a później w więzieniu. Niestety nie opamiętał się. Po zatrzymaniu zeznał policjantom jak zabił księdza i ukradł z plebanii 22 tysiące złotych zebranych przez duchownego od wiernych podczas wizyty duszpasterskiej. Wydał je na wojaże taksówkami i zabawę w agencjach towarzyskich.
Szczyt góry otoczony jest widocznymi wyraźnie pierścieniami wałów, usypanych wiele wieków temu. Na wierzchołku znajduje się stanowisko archeologiczne. Zachowały się tutaj pozostałości wczesnośredniowiecznej pogańskiej świątyni słowiańskiej – ośrodka kultu bogini płodności Makoszy. To prawdopodobnie od niej pochodzi nazwa wsi Makoszyn.Tu odnaleziono ciało Rafała S. Ze wstępnych oględzin wynikało, że mężczyzna miał połamane żebra, złamaną kość ciemieniową, liczne stłuczenia głowy i wewnętrzne wylewy. To właśnie te obrażenia były powodem jego śmierci. Już później, na podstawie zgromadzonego materiału, sędzia stwierdził, że gdyby pomoc została udzielona, nie doszłoby do śmierci.
Na drodze przy cmentarzu, niedaleko do Wisły znaleziono ciało. Policaj ustaliła, że zamordowany mężczyzna, po śmierci został przewieziony prawie 100 kilometrów do, gdzie jego ciało podpalono.Ciało odkrył przypadkowy przechodzień. Już na pierwszy rzut oka widać było poważne obrażenia. Zmarł, bo ktoś zadał mu wiele uderzeń tępym, twardym narzędziem. Nie było wątpliwości, że doszło do zabójstwa. Co więcej: sprawca lub sprawcy zrobili wszystko aby zniszczyć ciało. Ułożono na nim kilka znajdujących się obok gałęzi i wykorzystując jakiś łatwopalny środek podpalili. Widok nie należał do przyjemnych.
Świątynię podpalił jeden z mieszkańców wsi. Później jego syn brał udział w morderstwie proboszcza.W czwartek, 12 lipca 2001 roku ksiądz Tadeusz Kwiecień nie pojawił się w kaplicy w Szałasie na porannej mszy świętej. Oczekujący ludzie zaczęli wydzwaniać do duchownego, ale nikt nie obierał telefonu. Zaniepokojeni wierni dzwonili także do organisty, aby dowiedzieć się o przyczynę nieobecności księdza. Ten postanowił sprawdzić co się dzieje. Plebania była zamknięta, ale organista podważył drzwi i tak dostał się do środka.Kulisy morderstwa 71-letniego duchownego z parafii w Odrowążku przedstawiamy w podcaście „Kryminalne historie”.
Choć morderstwo widziało ponad 30 osób to wszyscy przysięgą na krzyż, znakiem krwi i przyjęciem gotówki zobowiązali się do milczenia. Sceny, jak z mafijnej opowieści to nie kadry z sensacyjnego filmu to wydarzenia, które faktycznie miały miejsce na ziemi świętokrzyskiej. Zbrodnia połaniecka zwana inaczej sprawą połaniecką to nazwa jednej z najgłośniejszych zbrodni z czasu PRL. Jej motywem był rodzinny spór i pragnienie zemsty. Zbrodnia miała miejsce na szosie z Połańca do pobliskiej wsi Zrębin w wigilijną noc z 24 na 25 grudnia 1976 roku. Zginęły wtedy trzy osoby choć w całej sprawie śmiertelnych ofiar pojawia się więcej.Źródłem tragedii był spór pomiędzy dwoma rodzinami, który przez wydarzenia z kolejnych lat potęgował się. Nie była to pyskówka na drodze! W sporze doszło do gwałtu, aresztowania, śmierci i kradzieży, ale wszystkie te sprawy łączyła jedna rzecz – sprawca pozostał bezkarny.Być może ta właśnie bezkarność sprawiła, że jedna osoba „opracowała” plan zbrodni wykonanej przez całą rodzinę w obecności wielu osób. Aby zapewnić sobie milczenie świadków Jan Sojda, trzymając w rękach różaniec, przyjął od obecnych wspólną przysięgę milczenia. Każdy pocałował krzyż oraz każdemu został agrafką przekłuty palec, a ślad krwi odbity na kartce, aby przysięga nabrała mocy. Każdy również otrzymał pieniądze – zapłatę za milczenie.
Kobieta nie przypuszczała, że spacer z psem może się dla niej skończyć odkryciem zwłok młodzieńca. Odwiedzamy miejsce w którym 19 lipca 2020 zamordowany został Wiktor K. Wszystko wskazuje, że obok krzyża nadal organizowane są imprezy. Nikt bez potrzeby nie wchodził na nieużytki znajdujące się pomiędzy ulicami Polną a Denkowską w Ostrowcu Świętokrzyskim. Blokowiska z wielkiej płyty sąsiadują tam z domkami jednorodzinnymi i nowszymi blokami. Pomiędzy nimi jak zielona wyspa jawi się teren leżący za kościołem, pełen drzew, krzaków i chaszczy. Ulubione miejsce mieszkańców posiadających czworonogi. To właśnie tam, rankiem 19 lipca 2020 roku wyszła na spacer z psem mieszkanka miasta. To ona znalazła ciało zmasakrowanego mężczyzny. Natychmiast poinformowała policję o swoim odkryciu i niebawem zarośla za kościołem zapełniły się mundurowymi. Błyski świateł samochodowych, taśma uniemożliwiająca wejście na zagrodzony teren i wreszcie policyjny parawan. Miasto szybko obiegła informacja, że zginął Wiktor K. Mężczyzna otrzymał serię uderzeń pięściami i nogami w newralgiczne dla życia i zdrowia części ciała, tj. w głowę, szyję oraz klatkę piersiową. Te uderzenia spowodowały złamania wielu kości i krwotoki, które skutkowały śmiercią …. Policyjne śledztwo doprowadziło do ustalenia i aresztowania sprawcy. My po latach odwiedzamy miejsce zbrodni.
Rozchodzący się fetor uświadomił wszystkim, że odkryli szczątki ciała. Potwierdził to lekarz. Rozpoczęto wydobywanie reklamówek w których znajdowały się osobno tors…. osobno ręce…. osobno głowa… Nie wszyscy wytrzymali całą procedurę na miejscu. Widok był makabryczny.To opis wydarzeń jakie miały miejsce 5 września 1986 roku w podkieleckiej Cedzynie. W niewykończonym domu, w bocznej ścianie kanału samochodowego znajdującego się w garażu, odkryto dwanaście reklamówek ze szczątkami ciała. Było to krwawe pokłosie zbrodni do jakiej doszło na jednym z kieleckich osiedli w grudniu rok wcześniej.Zapewne o całej sprawie opinia publiczna dowiedziała by się w innych okolicznościach ale 18 października gazeta Słowo Ludu opublikowała pierwszą wzmiankę o zbrodni. Odtąd rubryka, a przez to cała gazeta biła rekordy popularności. Nie chodziło tylko o sam krwawy opis, ale i o fakt, że nazwiska głównych bohaterów zostały za zgodą prokuratora podane w tekście.Kulisy zbrodni przedstawiamy w podcaście „Kryminalne historie”.
Dziewczyny były swoimi przeciwieństwami. Mimo to nawiązała się pomiędzy nimi przyjaźń. A może to nie była przyjaźń? Nad ich przyszłością wisiała czarna chmura zła. Patrycja ukradła przyjaciółce kartę do bankomatu i wypłaciła znajdujące się na jej koncie pieniądze. Gdy wszystko wyszło na jaw z tej czarnej chmury spadł „deszcz” uderzeń noża.Patrycja dzięki zaradności swoich rodziców, prowadzących w Pińczowie firmę transportową, nie narzekała na brak gotówki. Atrakcyjna i zadbana miała mnóstwo przyjaciół. Na studiach jej najbliższą przyjaciółką została Justyna - cicha, nieśmiała, pochodząca z biednej rodziny.Dziewczyny znały się jeszcze z pińczowskiego liceum. Potem ich drogi rozeszły się, bo Justyna uległa ciężkiemu wypadkowi. Po wielu operacjach wróciła do zdrowia, a otrzymane odszkodowanie ulokowała na koncie bankowym traktując je jako zabezpieczanie na przyszłość.Przyjaciółki wspólnie jeździły na zajęcia do Buska-Zdroju, razem się uczyły. To właśnie podczas wspólnej nauki Patrycja wykorzystała okazję i z torebki przyjaciółki wyciągnęła kartę do bankomatu. Wiedziała, że na koncie jest spora kwota. A że znała wiele sekretów Justyny, znała i kod PIN do karty. Dlaczego to zrobiła, skoro nie narzekała na brak gotówki?Po pewnym czasie Justyna zorientowała się, kto ukradł jej kartę i wypłacił pieniądze z banku. Postanowiła rozmówić się z przyjaciółką. Patrycja zabiła przyjaciółkę zadając jej nożem ponad 130 ciosów.Kulisy zbrodni z Pińczowa przedstawiamy w podcaście „Kryminalne historie”.
Mnożą się sytuację, w których oszuści chcą wyłudzić nasze oszczędności. Jedni podają się za pracownika banku, drudzy za policjantów, a trzeci za krewnym. Wszystkie działania mają na celu jedno – zabranie nam tego, co przez wiele lat pracowaliśmy.
Ponad 3,2 mln zł – to kwota, na jaką od początku 2022 roku zostali oszukani świętokrzyscy seniorzy. Przestępcy nie mają litości i wciąż szukają nowych sposobów, aby pozbawić osoby starsze oszczędności. Na zmyślone historie dało się nabrać 46 osób.
3,5 roku więzienia dla jednego z oskarżonych i 3 lata za kratami dla drugiego, to nieprawomocne wyroki, w sprawie mężczyzn, podejrzanych o podpalenie składowiska odpadów niebezpiecznych w Nowinach. Proces toczył się w Sądzie Rejonowym w Kielcach.
Mateusz Cz., ostrowiecki radny został skazany przez miejscowy Sąd Rejonowy na grzywnę i pokrycie kosztów sądowych. Mężczyzna był oskarżony o naruszenie nietykalności cielesnej i słowne znieważenie policjantów. Wyrok jest nieprawomocny.
1,5 roku pozbawiania wolności to wyrok w sprawie Michała K., który odpowiadał o próbę wciągnięcia do bagażnika auta 11-letniego chłopca. Mężczyzna odpowiadał także m.in. za kradzież telefonu.
Na początku września doszło do tragicznego zdarzenia w Lubieni, w którym zginęła 32-letnia kobieta i jej nienarodzone dziecko. Ranny został także brat kobiety, z kolei dwójce małych dzieci szczęśliwie nic się nie stało.
Rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata, zakaz zajmowania wszelkich stanowisk w samorządzie przez trzy lata i 13,5 tys. zł grzywny, to wyrok w sprawie Katarzyny Zapały, kieleckiej radnej z Koalicji Obywatelskiej.
Sąd Okręgowy w Kielcach warunkowo umorzył postępowanie w sprawie Artura M. ze Skarżyska-Kamiennej.Odpowiadał on za to, że w grudniu 2020 roku, będąc pod wpływem alkoholu potrącił samochodem na pasach starszą kobietę. Z opinii biegłych wynika, że w momencie zdarzenia miał od 0,62 do 0,73 promila alkoholu w organizmie.
Prokuratura wnioskuje o warunkowe umorzenie postępowania dotyczącego zamieszczania w Internecie obraźliwych wpisów na temat profesora Wojciecha Rokity, wybitnego kieleckiego ginekologa, który zmarł wiosną 2020 roku.