Discover
Profesura i Popkultura
Profesura i Popkultura
Author: Akademickie Radio Centrum
Subscribed: 0Played: 0Subscribe
Share
© Akademickie Radio Centrum
Description
„Profesura i Popkultura” – set komentatorsko-filozofujący poświęcony aktualnościom kultury popularnej i medialnej, podany w lekkim sosie ironiczno-szyderczym, acz nie pozbawiony głębi i dystansu. Zapraszają medioznawcy-wykładowcy Wydziału Politologii i Dziennikarstwa UMCS: Jan Hudzik, Piotr Celiński i Przemysław Wiatr.
Audycja emitowana od roku 2019. Do lutego 2021 z udziałem Marcina Sanakiewicza PhD, współautora dzieła pierwotnego w myśl zapisów Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych (Dz. U. 1994 Nr 24 poz. 83 ze zm.)
Audycja emitowana od roku 2019. Do lutego 2021 z udziałem Marcina Sanakiewicza PhD, współautora dzieła pierwotnego w myśl zapisów Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych (Dz. U. 1994 Nr 24 poz. 83 ze zm.)
17 Episodes
Reverse
Każdy początek ma swój początek, jak mawiał poeta. Podobnie jest z końcami. Po 6 latach nadawania Profesura i Popkultura postanowiła zawiesić mikrofony i słuchawki w szafkach i dać odpocząć zmęczonym uszom naszych Słuchaczek i Słuchaczy. Z tej okazji o uszach tych chcielibyśmy porozmawiać. O słuchaniu, słyszeniu, radiu, podcastach i – nie powstrzymamy się – o nas samych będziemy rozmawiać w najbliższej i ostatniej Profesurze…
Profesura i Popkultura z gościnnym udziałem Jana Krefta, medioznawcy z Politechniki Gdańskiej pozostaje w duchu rozważań noworocznych. Z naszym Gościem rozmawiamy o możliwych scenariuszach na rok 2025 związanych z rozwojem mediów i sieci, sztucznej inteligencji oraz globalnych gier ekonomicznych i politycznych wokół technologii informacyjnych
Stary rok za nami, nowe możliwości przed nami. Postanowienia, obietnice poprawy i ambitne plany… PiP przyjrzy się zarówno tradycyjnym, powtarzającym się postanowieniom noworocznym, jak i tym mniej oczywistym. Sami także spróbujemy coś sobie postanowić i w postanowieniach tych wytrwać - przynajmniej do lutego!
Na zewnątrz zimy wciąż nie widać, jednak Profesura i Popkultura poczuła magię świąt i tym nastrojem zamierza podzielić się ze słuchaczami.
Co to jest: wygląda jak Twitter/X, działa jak Twitter/X, robią to ci sami ludzie, którzy robili Twitter/X, ale nie jest to Twitter/X? Bluesky to odpowiedź niezadowolonych z rządów Muska pracowników i użytkowników Twittera, którzy domagają się „czystej wody”, platformy bez szurów i faszystów w debacie publicznej.
Wydawnictwo Uniwersytetu Oxfordzkiego wybrało wyrażenie „Brain rot” słowem roku 2024. Profesura i popkultura w plebiscytach tego typu nieszczególnie się lubuje, tym razem jednak dała się sprowokować, ponieważ zjawiska stojące za tym terminem skłaniają do refleksji. W uproszczeniu chodzi tu o internetowe treści pozbawione jakiegokolwiek sensu, przyczyniające się do „gnicia mózgu”, które mimo swojej bezsensowności są masowo konsumowane. Treściom tym zamierzamy się przyjrzeć, zachowując przy tym odpowiedni dystans, coby „mózgową zgnilizną” się nie zarazić.
Media donoszą, że do Koloseum mają powrócić walki gladiatorów. To jest dobra informacja dla naszych dzieci i młodzieży. W ostatnich latach ogromną popularność zdobywają wśród nich bowiem freak fighty, czyli patowalki yotuberów, influencerów i innych patocelebrytów (ogląda je ponoć 1/3 uczniów ósmych klas, a i studenci w tych rankingach nie wypadają źle). PiP fika, idzie na udry, płynie pod prąd i stawia tamę przemocy i patowładzy – na czas trwania audycji zapewnia zero tolerancji dla agresywnego rocka, łagodzi nastroje, bardziej kuszą ją klimaty romantycznych ballad takich jak chociażby ta o Mackie Majchrze, któren złupił czekoladę i w lesie zakopał klienta, albo coś takiego, o czym Mackie nie wie wcale, chociaż każdy o tym wie…
Na rok jubileuszowy 2025 Watykan zakodował sacrum w pop-maskotkę. Dziewczynka z wielkimi, słodkimi oczami w stylu anime ma odzyskać dla religii młodych świata przechodzących na złą stronę mocy. Luce ma być pozytywnym memem i pluszową energią dobrej nowiny. Czy sacrum umie w popkulturę i czy powinno z nią i w nią z nami grać?
Radio w Krakowie postanowiło niedawno zacząć nieco oszczędniej szafować głosami swoich pracowników i zastąpić je głosem sztucznej inteligencji. Zrobiła się z tego niemała afera, a głos w sprawie zabrała sama „Wisława Szymborska”… A właściwie to nie ona – z oczywistych względów – tylko udające ją AI. Radio co prawda z pomysłu się wycofało już po tygodniu, ale coś czujemy, że to grubsza sprawa. W obawie o własne krzesła i mikrofony postanowiliśmy się sprawie przyjrzeć i zabrać głos.
Po latach pompowania e-balonika po flagami rewolucji społecznościowej i Internetu 2.0 rzeczywistość mówi: sprawdzam (bez e). Badania dowodzą, że ten najwspanialszy ogród różnorodności i wielogłosu skurczył się w ostatnich latach o ponad 40%. Nie przetrwały albo zostały pożarte przez globalne rekiny małe, lokalne miejscówki i kolorowe, nieszablonowe głosy niszowych społeczności. Kończąc trzystapiętnasty sezon PiP nie jesteśmy pewni czy iść na pogrzeb i stypę czy też bić brawo i uśmiechać się do nowego, które wraca. Nie znikaj Internecie, ojczyzny cię potrzebują!
Niczym grom z jasnego nieba spadła na nas elektryzująca wiadomość: oto plemię w amazońskiej dżungli dostało dostęp do Internetu! W końcu! Wszystko, co w zachodniej cywilizacji najlepsze, trafi teraz do biednych Indian: najnowsze dokonania współczesnej nauki, dobrodziejstwa demokracji i liberalizmu – filozofia, sztuka! Oczami wyobraźni już widzimy, jak wódz plemienia Marubo wykłada współplemieńcom pożytki płynące z lektury zakupionych właśnie – na Amazonie, rzecz jasna – „Rozmyślań” Marka Aureliusza. Chyba, że… nie. Być może amazońskie plemiona zainteresują się raczej rolkami z „lol kontentem”, „frik fajtami” i „stronami dla dorosłych”… I wówczas wszyscy – demokratycznie i sprawiedliwie – będziemy „w lesie”…
Wracamy do tematu sztucznej inteligencji, ponieważ coś nam tu nie gra. Podejrzewamy, że musi ukrywać się za nią jakaś inteligencja całkiem niesztuczna – i do tego jeszcze diabelsko chytra. Pomyślmy tylko: firma, która stworzyła ChatGPT jest organizacją non-profit. W 2022 roku zarobiła jednak symboliczne niecałe 45 tys. dolarów. Aż żal bierze. Ale w tym samym czasie jej wartość wyceniono na… 86 miliardów; redukuje wynagrodzenia – wynajętym pracownikom z Kenii płaci od 1.3 do 2 dolarów za godzinę; nie ujawnia kodów źródłowych swoich programów – zasłania się tajemnicą handlową, a jednocześnie powołuje (za całe 100 tys. baksów) zespoły mające demokratyzować zasady rządzące systemami sztucznej inteligencji. O co w tym wszystkim chodzi?
Wielkie mediowe platformy żyją z klików, lajków + obejrzeń i od nich uzależniają wszystko, nas i siebie też. Nowym ich pomysłem jest uzależnienie budżetów produkcji i wypłat pracujących przy nich pracowników od ilości odsłuchań i odsłon. Czy takie ruchy oznaczać mogą eksplozję wolności tworzenia i wzrost wartości "kontentu" czy okażą sie populistyczną drogą na manowce, nieodwracalną erupcją szamba? Coś o tym PiP wie, bo mierzony jest punkcikami za publikacje, studentów sympatie i słuchaczy przyciągactwo, walcząc o 397 polubień na fejsiu – a z walki tej wracamy z tarczą, a właściwie z odznaką lidera wśród fanów… Radia Centrum.
Jak to jest być wielkim w wielkim mieście? Modne okulary (mogą być zerówki), pod stopami elektryczna (czytaj: ekologiczna) hulajnoga, w ręce lewej kawa z mlekiem (sojowym), w ręce prawej kraftowy burger (wege-burger); i wzrok wbity w przyszłość: bo liczy się tylko potęp! Może nas trochę poniosło (zwłaszcza z tym burgerem na hulajnodze), ale że z prowincji widać gorzej, to mamy wymówkę. A że niektórzy z nas ostatnio widzieli drapacze chmur z bliska (a nawet od środka!) to chętnie o obrazach wielkomiejskiego życia i myślenia pogwarzymy.
Tym właśnie jest kultura popularna. Różnić się w niej to rzecz zbędna, a nawet i gorsząca. Wszyscy jesteśmy tam bowiem wartościowo równi – równe jest też wszystko, co nas otacza, co produkujemy i konsumujemy: nie ma wysokiego, ani niskiego, lepszego, ani gorszego, niezwykłego, ani zwykłego. Różnimy się od siebie tak, by nie robić przez to różnicy. Pozostaje nam wobec tego jedynie sprawiedliwe obdarowywanie siebie złotymi… malinami. Nie boimy się ani obciachowych hip-hopowych wykonawców, ani tandetnych piosenek disco polo, ani kiepskich filmów z Bruce’em Willisem. Wszystkie one są tak złe, że aż dobre. Tak grzeszne, że aż przyjemne. Tak wspaniałe, że aż… słów nam brak.
W powyborczych komentarzach jak zły szeląg powraca wątek Polski Be, ciemnogrodu i zaścianka. W grę idą pałki granic zaborów, społecznego niedorozwoju naszej części kosmosu oraz dalekosiężnych skutków życia pośród buraków i pszenicy. Pip dziarsko stawi czoła tym prostackim degradacjom i pełnym pogardy osądom, gdyż srokom spod ogonów nie wypadliśmy i nie damy sobie w kaszę, kutię i cebularze napluć.
Zaczęło się to chyba w Memfis – ale nie tym nad rzeką Missisipi – kiedy (XI w. p.n.e.) niecny lud zaczął się buntować i zarzucać arcykapłanowi Herhorowi zamiar przejęcia w kraju władzy. Do niewiernych odezwał się wtenczas z nieba nadludzki głos: „Odwracam oblicze moje od przeklętego ludu i niech na ziemię spadnie ciemność” – i spadła. W biały dzień. Niech cierpią przeklęci. W innych częściach świata nie było lepiej – np. w takim Państwie Środka znikająca w biały dzień gwiazda była pożerana przez głodnego smoka. U nas, Słowian, miała wzrastać wtedy moc złych czarownic i demonów… Zwiastun nieszczęść, chorób, wojen. Nie dla nas jednak wszystkie te bajki. Dziś prasa pisze o „światowym szale na całkowite zaćmienie”, a młode pary masowo mówią sobie sakramentalne „tak” w cieniu rzucanym przez zasłaniający słońce księżyc. I nikt się już nie troszczy o to, że za 10 mld lat ma nam ono zgasnąć. Co za lekkomyślność!




