Owoc z drzewa wyrosłego w Londynie, modyfikowany genetycznie z owocu wyhodowanego wcześniej również w brytyjskiej stolicy. W obu owocach wyraźnie wyczuwalna nuta trąbki będącej swoistą wizytówką jednego z przedwojennych brytyjskich zespołów tanecznych, który z kolei był dość mocno zakorzeniony w tradycyjnym, amerykańskim swingu.
Owoc zerwany z drzewa wyrosłego na amerykańskim gruncie, z mocno wyczuwalną nutą choinki za sprawą chyba niezamierzonego podobieństwa do pewnego nieśmiertelnego świątecznego szlagieru, a korzenie zahaczają o evergreen, który wpisany jest w "American Dream" tak, jak miasto, które opiewa.
Owoc z drzewa wyrosłego na polskim gruncie, w smaku mocno przypomina dokonania Sanah, ale reszta i korzenie sięgają do amerykańskiego stylu, nierozerwalnie związanego z początkami rock'n'rolla.
Owoc z rodzimego drzewa, wyrosły na gruncie teleturnieju. Smakiem przypomina przebój pewnego amerykańskiego zespołu, który moglibyśmy posądzić o związki z Portugalią, ale to tyko zbieżność nazwy. A korzenie sięgają słynnej wytwórni z Detroit.
Tytuł sugeruje, że to jeszcze nie owoc, a dopiero "kwiaty", które zakwitły z potrzeby złamanego serca... reszta również zakorzeniona w gruncie nieszczęśliwej miłości.
Owoc z włoskiego drzewa, dojrzewający w promieniach kalifornijskiego słońca. Wyraźna nuta połyskujących cekinami ballad rockowych z przełomu lat 60' i 70', a korzenie - przez Nowy Jork - sięgają aż na lazurowe wybrzeże.
Owoc smakujący tak podobnie do innych, zwłaszcza do tych dojrzewających w latach 80., że trudno uwierzyć, że jest wyhodowany od podstaw, a nie przeszczepiony albo klonowany. Reszta zahacza o gitarę, a korzenie sięgają dziewiętnastowiecznej klasyki.
Bardzo soczysty owoc z brytyjskiego drzewa, choć o smaku tradycyjnie amerykańskim, z mocno wyczuwalną nutą dramatu wpisanego w życiorysy występujących tu bohaterek w osobach: Księżniczki, Królowej i Pierwszej Damy.
Owoc z drzewa wyrosłego na gruncie brytyjskim, z mocno wyczuwalną nutą pewnej legendarnej wytwórni, do której wiedzie wiele muzycznych dróg, które z kolei biorą początek w kościele, z którego pieśń religijna wyszła na ulicę i stała się bluesem.
Owoc rodzimej produkcji, wyhodowany przez jednego z najlepszych krajowych gitarzystów. Swój szlachetny smak zawdzięcza podlewaniu purpurową deszczówką, która z kolei urwała się z tej samej chmury, co małe skrzydełko gitarowego boga... brzmi nieco surrealistycznie, ale ten korzeń, sięgając kolorowych lat 60-tych, ociera się również o surrealizm.
Owoc wyhodowany przez kolumbijską mistrzynię przyprawiania odrobiną pikanterii, która nadaje smak nawet najbardziej nijakim kawałkom. Choć tu akurat, tak reszta, jak i korzeń mają smak bardzo wyrazisty i nie może być inaczej, skoro owoc został wyhodowany na prawdziwą ucztę... piłkarską.
Owoc, który – jeśli wierzyć tytułowi – jest najsmaczniejszym owocem świata... mocno przypomina smakiem klasyczne dzieło rockowe, które wyrosło na gruncie szeroko pojętej filozofii wschodu z jednej strony, a z drugiej, na pewnego rodzaju fascynacji minimalizmem.
Owoc sklonowany z innego owocu, w wyniku czego stracił nieco swój rockowy smak. Zaś oryginał czerpie soki z rzewnej ballady, która korzeniami sięga do amerykańskich tradycji folkowych.
Swojski owoc z polskiego drzewa, a raczej z drzewka, z lekką nutą przyśpiewek, którymi do boju szkolną drużynę np. koszykarzy zagrzewają cheerleaderki i w ogóle pachnie tu amerykańskim liceum, czy tam innym high school'em.
Owoc z drzewa o wyraźnie dwóch korzeniach. Korzenie rytmiczne, które przez Chicago, Florydę, północno-zachodnią Anglię, ostatecznie sięgają słonecznej Italii. Korzenie melodyczne, które przez Los Angeles docierają do francuskiej piosenki kabaretowej.
Owoc z drzewa wyrosłego w Armenii, co akurat nie ma znaczenia dla tego, jak smakuje. A smakuje jak miliony wcześniejszych piosenek śpiewanych przy ogniskach, przy gitarze grającej pewien typowy układ akordów. Choć korzeni można również się doszukać w klawiszach typowych dla epoki romantyzmu.
Owoc z drzewa, które rodziło będąc jeszcze latoroślą. Tu, mocno wyczuwalna nuta karaibska, każe szukać korzeni na Jamajce.
Jeden z pierwszych owoców, który spadł z tego drzewa, to była "Wiśnia", ale ten któremu tu spróbujemy znaleźć resztę i korzenie, smakuje nieco inaczej, bo przede wszystkim miąższ jest gitarowy, a nie klawiszowy i też reszta - podobnie jak korzenie - sięgają na drugą stronę Atlantyku, gdzie właśnie gitara odegrała w historii przysłowiowe "pierwsze skrzypce".
Owoc współpracy dwojga utalentowanych, polskich songwritterów... trudno znaleźć dobry odpowiednik tego słowa w języku polskim, choć chyba najtrafniejszym wydaje się "pieśniarz". Z kolei samo pojęcie "singer songwritter" jest tu kluczem do poszukiwań tak reszty, jak i korzenia, który w zasadzie tkwi gdzieś głęboko w czasach starożytnych.
"Owoc wychodowany w Niemczech, z wyraznie wyczuwalna nuta hymnu pokolenia "Dzieci Kwiatow", a korzenie siegaja przez Meksyk do Hiszpanii".