DiscoverPogaduchaCzłowiek w miejskiej dżungli, czyli Monika Chaka Domańska i Traffic Design.
Człowiek w miejskiej dżungli, czyli Monika Chaka Domańska i Traffic Design.

Człowiek w miejskiej dżungli, czyli Monika Chaka Domańska i Traffic Design.

Update: 2020-04-14
Share

Description

Jest współzałożycielką Traffic Design. W sztuce ulicy zakochała się jako nastolatka, dokumentując tanią lustrzanką prace grafficiarzy.


Studiowała Socjologię, a potem Media i Marketing w Londynie. Zderzyła swoje oczekiwania związane z Nowym Jorkiem z realiami. W Wielkiej Brytanii zanurzyła się w świecie hipsterskich knajp i szalejącej mody na sztukę ulicy. Jednocześnie przytłaczał ja świat Brytyjskich mediów i kariera w Londyńskiej Agencji PR nie fascynowała tak jak to, co odkryła podczas świątecznej wizyty w Polsce.


To w Gdyni zaskoczył ją rozmach, z jakim przemysł kreatywny budził się do życia. Spotkała ludzi z artystyczną zajawką, kochających tworzyć. To z nimi tworzyła murale, odnawiała szyldy i zmieniała przestrzeń, w której żyjemy w przestrzeń estetyczną i zadbaną. Udowadnia, że dobry design ma swoje miejsce nie tylko w luksusowych apartamentach. Miasto może i powinno być ładne i projektowane z myślą o człowieku.



Joanna Golańska: Spotykamy się w Eindhoven, ponieważ właśnie trwa Design Week. Jest to duży festiwal designu. Można zobaczyć wiele wystaw i wiele ekspozycji. To jest związane z tym, czym się w życiu zajmujesz. Zajmujesz się rzeczą bardzo nieoczywistą. W szkole pokazywano nam listę wyborów, listę zawodów, z której możemy wybierać i twojej pracy nie było na liście. Czym ty się dokładnie zajmujesz? Czym się zajmuje Traffic Design?

Monika Chaka Domańska: Jest to bardzo dobre pytanie i nie ma na to łatwiej odpowiedzi. Co prawda jestem w lepszej sytuacji niż wiele moich znajomych, którzy na pytanie babci czym się zajmują, nie są w stanie nic wytłumaczyć. Jest łatwiej, ponieważ moja babcia była dziennikarką telewizyjną i kulturalną, dlatego wytłumaczenie jej rzeczy związanych z kulturą i sztuką jest bardzo łatwe. Kiedy jednak inne osoby pytają, czym się zajmuję, bywa to ciężkie. W 2011 razem z Jackiem i Natalią Kaczor założyliśmy stowarzyszenie Design. Od tego czasu zajmujemy się szeroko pojętą sztuką i designem w przestrzeni publicznej. To, co nas różnicuję od innych podmiotów tego typu, jest nasze skupienie na tym, co jest i ogólnodostępne i jest w przestrzeni publicznej. Nie jest to design wnętrzarski, który można kupić za duże pieniądze. To jest coś,co widzisz na ulicy.


<figure class="wp-block-image size-large"></figure>
Joanna: To był rok 2011. To było osiem lat temu. Dość dawno biorąc pod uwagę, że kilka lat temu powoli zaczynała dopiero powstawać koncepcja tworzenia ładnych przestrzeni miejskich, pojawił się plastyk miejski. Wydaje mi się, że to było dużo później, w dwa tysiące jedenastym raczej się o takich ideach nie słyszało. Jesteś dość młoda jak na osobę, która rozwija jeden projekt od 2001 roku, a wcześniej miałaś też inne doświadczenia zawodowe. Skąd inspiracja, aby założyć stowarzyszenie?

Monika: Myślę, że początku trzeba wyszukać w roku 2000, wtedy poznałam Jacka i Michała, z którymi dzisiaj prowadzimy stowarzyszenie. Poznaliśmy się jako banda małolatów. Z Michałem chodziłam do szkoły, z Jackiem poznałam się przez dalszych znajomych. Moje zainteresowanie, które potem ewoluowało w trafic Dizajn, wiązało się z miłością do sztuki ulicy. Wtedy nie nazywano tego Street Artem. Było to po prostu graffiti i było to przed boomem, który nastąpił w w ostatnich latach, a teraz pewnie już się kończy.


Asia: W roku dwutysięcznym byliśmy bardzo młodzi, wtedy StreatArt w wykonaniu moich rówieśników polegał na tym, że było trzeba się tagować sprejem w różnych wąskich przejściach. To był po prostu taki skrócony podpis.

Monika: Tak, to dokładnie były te czasy. Na wysokości stacji Statoil w Gdyni Orłowie znajduje się niedokończony szpital. Tam wiele osób przychodziło malować. Ja nie malowałam, ponieważ nie przejawiam talentów plastycznych, ale to, co jest dla nas ważne również teraz to to, że każdy ma swoje indywidualne umiejętności. Suma tych umiejętności pcha nas do przodu. Jestem więc w części koordynacyjnej, produkcyjnej, medialnej, a nie projektuję, nie jestem graficzka. Wtedy byłam po prostu zainteresowa tym co się dzieje, interesowała mnie ta twórczość. Wtedy też dostał pierwszy aparat cyfrowy, nie robię świetnych zdjęć, ale dokumentowałam to, co widziałam. Uczestniczyłam w różnego rodzaju dżemach i żyłam tą kulturą. Później odcięłam się od tego na wiele lat. Zajmowały mnie inne rzeczy, później studiowałam socjologię w gdańsku.


Asia: Zatrzymajmy się na chwilę i nie wybieraj my się jeszcze na studia. Staram się chwycić ten moment, w którym znalazłaś drogę do zawodu, który teraz wykonujesz. Jeśli dobrze rozumiem, jako młoda osoba robiłaś to czego nauczyciele i rodzice często zabraniają. Szlajałaś się po ulicach z bandą graficiarzy.

Monika: Tak, szorowanie chodników i tego typu sprawy. To, co było fajne to to, że mieszkałam w Sopocie, a chodziłam do szkoły w Gdyni. Chodziłam do trzeciego liceum w Gdyni, które ma bardzo dobrą opinię i renomę, ale zawsze wydawało mi się, że życie toczy się gdzieś indziej. Otrzymywałam dobrą edukację, ale miałam świadomość tego, że żyję w pewnego rodzaju bańce. Wszyscy byli dobrze wyedukowani, mieli ciekawe pomysły, a teraz pewnie mają ciekawe prace i ciekawe poglądy. Natomiast wtedy brakowało mi autentyczności i rzeczy, które wydarzały się poza tą trochę hermetyczną bańkę. Wydaje mi się, że tego typu rzeczy i zajawki znajdowałam na ulicy.


Asia: Moimi gośćmi było już kilku absolwentów trójki i to jest bardzo specyficzne miejsce. Bardzo łatwo jest się tam zamknąć w swoim środowisku i zupełnie odkleić od rzeczywistości.

Monika: Ludzie czasem przyjeżdżają z ochroniarzami, są specjalne klasy, jest amfiteatr, świetne boiska i świetnych nauczyciele. Ja tam byłam już od gimnazjum, przez jakiś czas chodziłam też do prywatnej podstawówki. W klasie piątej i szóstej szkoły podstawowej przyniosłam się do publicznej szkoły w Sopocie, gdzie zderzyłam się z ludźmi z innych przestrzeni. Jak można sobie wyobrazić w latach dziewięćdziesiątych,w szkole prywatnej było się w bardzo zamkniętym ekosystemie, gdzie wszędzie wożą cię rodzice. Kiedy na dwa lata przyniosłam się do sopockie ósemki, ona była dla mnie zderzeniem z inną rzeczywistością. Tam chodziły dzieciaki z domu dziecka i okazało się, że nie wszyscy mają lunch boxy wypchana McDonaldem i nie są po szkole zabierane na basen i zajęcia dodatkowe. Więc wtedy, kiedy poszłam do gimnazjum koło trójki, miałam wrażenie, że czegoś mi brakuje. Wpadam w otoczenie, które było wychuchane i wypieszczone.


Asia: Skąd taka wysoka świadomość społeczna, miałaś wtedy trzy naście lat. Nawet kiedy jesteśmy dorośli, trudno złapać na ten moment, kiedy okazuje się, że żyjemy w bańce i warto z niej czasem wyglądać. To twoje podejście jest kwesta rodziny, wychowania czy wewnętrzny silnej potrzeby bycia dzieckiem ulicy.

Monika: Patrząc na to z perspektywy czasu, chociaż wtedy o tym nie wiedziałam. Analizowałam moją karierę i często znajdywałam w niej wiele odniesień do zawodów, które wykonywali moi przodkowie, chociaż nie byłam tego świadoma. Moja babcia, która mnie wychowywała była dziennikarką. Ona zawsze zadawała milion pytań wszystkim i na każdy temat. Ona też miała ucho blisko ulicy i wiele tematów ją interesowało. Potem okazało się, że jej ojciec był terapeutą. Jedną z tych osób, która zaczęła leczyć osoby z chorobami nerwowymi, mentalnymi w sposób dużo bardziej ludzki niż to, co w latach pięćdziesiątych sześćdziesiątych czy siedemdziesiątych było standardem. On miał również bardzo ludzki charakter i koncentrował się na człowieku. Wcześniej też pradziadek był architektem, urbanistą. W jaki sposób to, co robię, jest połączeniem tego co ludzkie, artystyczne i też często architektoniczne, urbanistyczne. Te wszystkie elementy łączą się w tym, co teraz robię. Jest we mnie ta miejsko-ludzka zajawka. Myślę, że to zawsze mi towarzyszyło.


<figure class="wp-block-image size-large"></figure>
Asia: Chyba możemy już przejść do tematu twoich studiów.

Monika: Myślę, że powinniśmy jeszcze na chwilę się zatrzymać, ponieważ w moim życiu bardzo szybko pojawił się internet, więc między 2001 a 2011 rokiem pisałam blog. Blogosfera wygląda wtedy zupełnie inaczej, nie było tam tyle hajsu i lansu ile jest teraz. Nie było też jsocial mediów, za co jestem bardzo wdzięczna. Cieszę się, że tego nie było, kiedy dorastałam, bo tak naprawdę ich efektów tak naprawdę dotąd nie rozumiemy. Dopiero pojawiają się informacje, w jaki sposób social media wypływają na młodych ludzi. Trochę swoje zajawki i zainteresowania przynosiłam do Internetu. Teraz tak naprawdę robię bardzo podobną rzecz gdzie umiejętności innych ludzi w tym świecie graficznym dzisiaj morskim, staram się popularyzować, docierać z nimi do osób, które mogłyby się tymi tematami zabawić.


Asia: Jak wyglądał ten blog?


Monika: Pewnie na początku wyglądał tak jak większość blogów młodych dziewczynek. Byłam małolatą, która miała 13,14,15 lat. Potem zaczęłam też poruszać bardziej społeczne wątki. Jeśli wyjeżdżałam do innych miast, wracam z informacjami o tym co można tam zobaczyć, jakie tam są muzea, a jakie wydarzenia kulturalne. Na pewno pisałam też o tematach związanych w jakiś sposób z prawami kobiet. Widziałam różnice w zachowaniu ludzi w stosunku do mężczyzn i w stosunku do kobiet, widziałam pewne nierówności. Zwraca uwagę na to, że inne oczekiwania stawia się dziewczynom a inne chłopcom. Pewnie to zabrzmi naiwnie, ale oglądałam wtedy Carrie Bradshaw i zastanawiałam się jak pisać felietony. Miałam wtedy też dużą zajawkę na Agatę Passent i kiedy mama kupowała „Twój Styl”, to była pierwsza rubryka, którą wtedy otwierałam, czytałam i robiłam swoją niedojrzałą i małoletnią wers

Comments 
In Channel
loading
00:00
00:00
x

0.5x

0.8x

1.0x

1.25x

1.5x

2.0x

3.0x

Sleep Timer

Off

End of Episode

5 Minutes

10 Minutes

15 Minutes

30 Minutes

45 Minutes

60 Minutes

120 Minutes

Człowiek w miejskiej dżungli, czyli Monika Chaka Domańska i Traffic Design.

Człowiek w miejskiej dżungli, czyli Monika Chaka Domańska i Traffic Design.

Joanna Golańska