Relacja Radia Wnet z Libanu. Krzysztof Skowroński: Tu Kościół należy do młodych ludzi
Description
Redaktor naczelny Radia Wnet Krzysztof Skowroński zaczyna swoją relację z Libanu od rzeczy najbardziej zaskakującej: papieska pielgrzymka, która na Bliskim Wschodzie jest wydarzeniem o ogromnym ciężarze duchowym i politycznym, w polskich mediach praktycznie nie istnieje. Jak mówi, „ani na portalach, które są z prawej strony, ani na portalach, które są z lewej strony nie ma ani jednego słowa na temat pielgrzymki Leona XIV”.
Tymczasem z Libanu, jak podkreśla, nie płynie mrok i lęk, ale doświadczenie nadziei. Skowroński przypomina, że papież w swoich wystąpieniach mówił nie tylko o Bliskim Wschodzie, lecz także o Ameryce Południowej, Ukrainie czy Kościele w Niemczech, a podczas konferencji prasowej w samolocie „zdradził rąbek tajemnicy na temat polityki watykańskiej”.
To polityka bez armii i rakiet – papież nie posiada swojej własnej armii, Watykan nie kupuje rakiet, ale wciąż oddziałuje przez słowo. Na początku było słowo i słowo na szczęście jeszcze w tej współczesnej cywilizacji coś znaczy– podkreśla Skowroński.
Cedry, korzeń cywilizacji i pokój, który „przyjdzie pojutrze”
W relacji wraca nieustannie obraz Libanu jako miejsca o bardzo długiej pamięci. Skowroński mówi, że w Byblos „cywilizacja trwa bez przerwy od kilku tysięcy lat”, od króla Babilonii, przez cesarstwo rzymskie i krzyżowców, po współczesność. To właśnie tu widać, o czym mówił papież – o konieczności posiadania korzeni.
Dziennikarz relacjonuje, że Leon XIV nawiązywał do cedrów libańskich, które stały się symbolem trwałości: mówił, że cedry, które są symbolem Libanu, mają bardzo mocne korzenie, a świątynia w Jerozolimie powstała z cedrów libańskich.
Kazimierz Gajowy dopowiada, że podobnie jak alfabet fenicki, pokój nie rodzi się z dnia na dzień.
Ten pokój, który teraz zapowiedział papież Leon XIV, nie przyjdzie jutro. On przyjdzie może pojutrze, ale trzeba go zacząć dziś– stwierdził. To „dzisiaj” – podkreśla Gajowy – zaczęło się od samej obecności papieża i pielgrzymów:
„Myśmy go zaczęli wczoraj samą obecnością pana redaktora, całej ekipy Radia Wnet, no i tego co było za ekipą, czyli naszych patronów, przyjaciół, sympatyków”.„W Libanie kościół należy do młodych ludzi”
Jednym z najsilniejszych obrazów tej pielgrzymki jest msza w Bejrucie. Skowroński przyznaje, że dopiero tam zobaczył Kościół, który naprawdę oddycha młodością:
„Jak człowiek sobie rozglądał się w lewo, w prawo, do tyłu, do przodu, to wszędzie byli młodzi ludzi. To nie jest taki Kościół, który gdzieś się czuje, że a może on jest Kościołem schyłkowym, może tylko starsi ludzie wędrują do Kościoła. Nie, w Libanie tak nie jest. W Libanie Kościół należy do młodych ludzi– zaznaczył.
Gajowy potwierdza te wrażenia liczbami. Jak wskazał, "wśród tych 150 tysięcy ludzi na tej mszy świętej, 120 tysięcy to byli ludzie w przedziale dzieci do 35 roku życia. Starsi nie przyszli, bo może było za wcześnie. Trzeba było o czwartej rano wstać".
To nie tylko statystyka, ale znak libańskiej tożsamości. Gajowy używa dla niej własnego określenia: „tożsamość libańska to jest, takie słowo może nowe, mnichość. Ci wszyscy Libańczycy, chrześcijanie zwłaszcza, niejacy są zarażeni swoimi korzeniami”. Korzeniami, które sięgają tradycji maronickich klasztorów: „Oni nauczyli się cierpieć, modlić, ale też się nauczyli cieszyć. Przecież ci ludzie są radośni”.
Ziemia nie na sprzedaż i młode pokolenie, które mówi „bierzemy odpowiedzialność”
Podczas spotkania z młodymi szczególnie mocny był gest podarowania garści ziemi.
Największe wrażenie zrobiła ta garść ziemi. I to powiedzenie, że ziemia libańska nie jest na sprzedaż. To znaczy, że nikt nie może jej kupić. Nikt nie może jej zdobyć. Ona jest nasza. Ona jest dla nas. I my tutaj zostaniemy. Bo mamy korzenie jak cedr– opisuje.
Ważne było jednak nie tylko samo przywiązanie do ziemi, ale także osąd własnej historii. Młodzi wobec swoich rodziców i dziadków nie byli bezkrytyczni.
Niestety młodzi ludzie skrytykowali swoich rodziców i dziadków. Powiedzieli, nie udało wam się. (…) My teraz bierzemy na siebie odpowiedzialność za ten kraj. Im się nie udało– relacjonuje Gajowy.




